O co chodzi? Naturalnie o opłakany stan finansów publicznych, których jak widać nie mogą uratować działania ministra Rostowskiego znanego z dużych umiejętności w zakresie kreatywnej księgowości.
Premier spotkał się w swojej kancelarii z szefami Otwartych Funduszy Emerytalnych. W spotkaniu uczestniczył też szef doradców premiera Michał Boni. Rozmawiano o działalności OFE. Powodem spotkania jest tocząca się od jakiegoś czasu dyskusja nad przygotowanymi przez resort pracy propozycjami wymierzonych w OFE, radykalnych zmian w systemie emerytalnym. Zmierzają one m.in. do tego, by ze składki emerytalnej mniej pieniędzy trafiało do OFE, a więcej do ZUS. (źródło)
Chodzi więc o przyłatanie budżetu ZUS pieniędzmi, które z woli obywateli wcale tam miały nie trafić. Jasne że o OFE można rozmawiać, ale pamiętajmy, że wszelkie patologie funduszy emerytalnych wynikają li tylko z faktu, że państwo ciągle chce nad tym czuwać. A właściwie nie ma wyboru bo jeśli nie będzie trzymało łapy na składkach emerytalnych to bez zmiany ustroju Polska finansowo pierdutnie. A zmiany ustroju politycy boją się jak ognia, bo wiadomo- wybory. Myślicie, że OFE to nowa kwestia? W takim razie przytoczę news z – uwaga – listopada AD 2009!
Resort finansów chce, by część składek przekazywanych do tej pory otwartym funduszom emerytalnym pozostała na specjalnych kontach w ZUS. Gra toczy się nawet o 13 mld zł rocznie. (…) Resort finansów nie kryje, że podstawowym celem tej operacji jest zmniejszenie długu i deficytu sektora finansów publicznych.(źródło)
Zdajmy sobie sprawę jak źle jest. Podwyżka VAT i akcyzy tuż przed wyborami samorządowymi i parlamentarnymi może być wymuszona tylko bardzo złą sytuacją finansów publicznych. Próba wywarcia wpływu na OFE to rozpaczliwe ratowanie ZUS, który też długo nie pociągnie- jest w końcu najsłabszym ogniwem w łańcuchu państw opiekuńczych parafrazując ideologicznych pobratymców obecnej władzy. W tym kontekście warto sobie przypomnieć zakusy władzy na zagarnięcie zysku NBP (+ opinie ekonomistów). Takie zagarnianie gdzie się da jasno pokazuje, że czasy kreatywnej księgowości się kończą.
Kolejny przykład? Proszę bardzo. Polski rząd starał się przekonać Komisję Europejską, aby ta zmieniła sposób liczenia długu publicznego. Niestety na razie nie udało się i rząd po wyborach może się zwinąć zanim dobrze usadowi się na stołkach.
(źródło)
A stan faktyczny? Na pewno nie obchodzi rządzących. Tym bardziej, że zgodnie z innymi wyliczeniami, które starają się objąć więcej danych wejściowych nasz dług publiczny to może być 208% albo i 1550% PKB ^_^
Bardzo ciekawa sprawa. Wiem, że dużo linkuję (dla niedowiarków), ale ten artykuł polecam przeczytać. Dobrze pokazuje jak dowolnie rządy mogą się bawić liczbami i uzależniać dużo od zwykłych decyzji politycznych (vide casus z Komisją Europejską).
Ktoś spyta, że skoro nie wiadomo, czy to 55% czy 1550% to może niech będzie 20000% i dalej nic się nie stanie. Otóż prędzej czy później się stanie. Waluty nie są zawieszone w próżni i o ile nasza gospodarka będzie dalej funkcjonować (fabryki, ani restauracje nie znikną) to już takie cuda jak galopująca inflacja albo premier, który powie Sorry Winnetou, ale emerytur nie będzie- są jak najbardziej możliwe.
A w TV? W TV transmisja live z obrad w warszawskim ratuszu, który głowi się nad krzyżem. W Sejmie z kolei Marek Balicki (minister zdrowia za SLD, wyjątkowo niefajny pan zresztą) przykuwa uwagę mediów prelekcją o turystyce aborcyjnej. Co tu dużo mówić…
Komentarze