Zastanawiałem się wczoraj dłuższą chwilę nad słowami Andrzeja Wajdy. Poniżej oczywiście nie rekonstruuję jego toku myślowego, ale słowa o wojnie domowej i walce dały mi sporo do myślenia.
Całkiem mylą się Ci, którzy patrzą na przyczyny tej "wojny" jedynie przez pryzmat - przyjmując oczywiście duże uproszczenia - elit i pewnych układów bojących się ponownego dojścia Jarosława Kaczyńskiego do władzy. Walka toczy się o coś dużo poważniejszego.
Słusznie zauważono, że buduje się mit (słowa "mit" używam w tym tekście jako pozytywnie wartościującego) prezydentury Lecha Kaczyńskiego. Osobiście uważam ten proces za coś bardzo dobrego- ważne jest posiadanie w historii pewnych punktów wokół, których gromadzi się narodowa pamięć. Osoba Lecha Kaczyńskiego nadaje się do tego, a polityczne kłótnie z czasem ucichną. Pozostanie pamięć i symbol.
W tym właśnie kontekście powinniśmy popatrzeć na walkę Jarosława Kaczyńskiego o prezydenturę i na potężne siły, które nie chcą dopuścić do tego zwycięstwa. Jego wygrana będzie ukonstytuowaniem się wspomnianego mitu. Będzie wyraźnym sygnałem, że proces, który rozpoczął się pod pałacem prezydenckim, zostanie zwieńczony demokratycznym przywoleniem większości społeczeństwa na przejęcie przez Jarosława Kaczyńskiego politycznego dziedzictwa jego brata.
To walka o pamięć, o historię, o symbole, które to elementy są w polityce bardzo ważne, wręcz bezcenne. W podręcznikach za kilkadziesiąt lat będzie prosty i jasny ciąg: śmierć prezydenta - żałoba narodu - pochówek wśród wielkich - zwycięstwo brata - kontynuowanie przerwanej misji. Nikt nie wspomni o protestach pod kurią, czy chamskich wycieczkach jakiś znanych ludzi.
Wygrana Jarosława Kaczyńskiego może wywrócić do góry nogami obecny kształt sceny politycznej. Jeśli będzie takim prezydentem, jakiego przedstawia siebie w udzielonych do tej pory wywiadach- spokojnym, wyważonym, myślącym o przyszłości, chcącym porozumienia i zażegnania sporów- to PiS może zmieść ze sceny politycznej Platformę. Nie takie rzeczy się działy w polityce, chociaż teraz ktoś uzna to za polityczną fikcję. Piszę oczywiście o procesie obejmującym dwie, może trzy kadencje parlamentu.
W tym kontekście nietrudno zrozumieć potężne siły, które nie będą chciały dopuścić do zmiany obecnego porządku politycznego. W tym kontekście nietrudno domyślić się, że walka będzie coraz ostrzejsza i brutalniejsza.
Tutaj na dole, wśród obywateli toczy się spór, jakaś mała wojenka, ale tam na górze to mordercza walka. Walka o to jak będzie wyglądała Polska w perpektywie najbliższych kilkunastu lub kilkudziesięciu lat.